12 stycznia 2013

Rozdział 2


           Coś uderzyło o schody. Automatycznie skuliłam się tak, aby nic mi się nie stało, ogarnęła mnie panika. Kolejny odgłos. Serca przyśpieszyło tępo. Schowałam głowę w stos poduszek, choć wiedziałam że to i tak nie poskutkuję. Po moim ciele przebiegły drgawki. W tej samej chwili drzwi pokoju otworzyły się, babcia z wesołym uśmiechem weszła do pokoju.
-Przyniosłam ci tabletki, Lauren. Mam też ciasteczka czekoladowe, jeśli miałabyś ochotę. - powiedziała staruszka, dopiero orientując się w jakim stanie jestem.
-Mój Boże, coś się stało, słonko? Wyglądasz jak siedem nieszczęść. Śniło ci się coś złego? - spytała troskliwie. -Miałam wrażenie, że coś się skrada po schodach. Przestraszyłam się, nawet nie wiem czego. Przecież wiedziałam, że tylko ty tu jesteś. - powiedziałam, jeszcze dysząc. Babcia zaśmiała się cicho. -Och, przestraszyłaś się, 67 letniej staruszki. Przepraszam, ale musisz połknąć leki. Zaraz jeszcze zobaczymy jak z tą gorączką. - mówiąc to podała mi termometr, który musiałam włożyć do buzi na 3 minuty. Następnie wyjęło równo 5 tabletek, które były przeznaczone dla mnie i podała mi je na małym talerzyku obok herbaty i ciastek. Po upływie trzech minut wyjęłam termometr i oddałam babci, nawet nie patrząc na wynik. -Lauren masz 39 stopni gorączki! Może jednak lepiej, żebyś została w szpitalu.. - za nic w życiu nie chciałam zostać w szpitalu, męczyłam się w domu co dopiero w szpitalu. Dla mnie to nic nie zmieniało, oprócz tego, że tutaj od czasu do czasu pogadam z babcią a tam zostanę całkowicie sama z obleśnym jedzeniem. Co to, to nie. -Nie ma mowy babciu. Zostaję w domu. - sięgnęłam po tabletki i zabrałam się za połykanie każdej po kolei. Natomiast babcia usiadła na wolnej krawędzi mojego łóżka. -Babciu, czy wierzysz w realne sny? - musiałam komuś zadać to pytanie, a babcia była jedyną osobą, która mogła udzielić normalnej odpowiedzi.
-Hm, myślę że nie. Kiedyś czytałam w gazecie o takich rzeczach. Jeśli je znajdę to przyniosę ci. Jednak dla mnie to nie może być prawdziwe. Sny nigdy nie są realistyczne do tego stopnia, żeby pomylić je z prawdą. No chyba, że ktoś ma jakąś chorobę związaną z psychiką, a czemu pytasz? - myliłam się, babcia dobiła mnie na same dno. Chorobę psychiczną? Jestem chora? -Mamy to zadane na angielski, wypracowanie na ten temat. Wiem, że teraz go nie napiszę, ale zbieram informacje. - spróbowałam ukryć panikę w głosie i powiedzieć to normalnie. -Zaraz przyniosę ci gazety. - kobieta podniosła się w przygotowaniu do opuszczenia pokoju. Zawsze czułam, że wszyscy wychodzą szybko, bo nie mają ochoty tu siedzieć, bo lepiej żebym była sama. -Babciu, poczekaj chwilę. Mogłabyś mi powiedzieć dokładniej co się wczoraj stało? - pokazałam głową na nogę w gipsie. -Ach. Poważny wypadek miałaś. W szpitalu mówili, że powinnaś leżeć około miesiąca, chyba że będą jakieś poprawy to pozwolą ci chodzić na kulach, ale tylko po domu. Rodzice załatwiają ci nauczanie domowe na ten czas. - babcia zaciągnęła dłuższy oddech. Zmęczyło ją mówienie bez przerwy na odetchnięcie, co było słychać w jej głosie. -Idę na dół. Zacznę gotować obiad, za niedługo wrócę do ciebie z gazetami. - dokończyła i po kilku sekundach już jej nie było.
     Długo zastanawiałam się jak potoczny się przyszły miesiąc. Domowe nauczanie, ciągłe leżenie. Nie wyobrażałam sobie tego najlepiej. Zjadłam kilka ciastek od babci, po czym natychmiast oczy opadły. To właśnie oczy wyznaczyły mi kierunek spędzenie tego poranka oraz popołudnia.

* * *
          Mroźny powiew. Witaj Paryżu, szepnęłam sama do siebie. Dobrze wiedziałam, że tu prędzej czy później wrócę. Pokaz się skończył, ludzi rozeszli z małym wyjątkiem. Na placu został jedynie ów chłopak, który wcześniej ze mną rozmawiał. Nie mogłam odnaleźć żadnego z jego przyjaciół, ani blond dziewczyny. Chciałam odejść, jak najdalej, byle mnie nie zauważył. Niestety moja niezdarność popsuła wszystko. Potknęłam się o patyk leżący na ziemi, najprawdopodobniej należał do wielkiej choinki. Chłopak odwrócił się i przelotnie uśmiechnął, podchodząc do mnie.
-Jeszcze raz przepraszam, że wtedy tak skończyłem rozmowę. Moja dziewczyna, Stephanie jest niecierpliwa. Lauren, tak? - zapytał, niepewnie. -Tak, Lauren. - cicho burknęłam. -Przepraszam, że ci się jeszcze nie przedstawiłem. Jestem Andrew, miło cię poznać. - odwzajemniłam uśmiech, który jednak szybko znikł z mojej twarzy. -Właściwie nie wiem czemu ze mną rozmawiasz.. To trochę niezręczne.
-Niby czemu? - spojrzał się tajemniczo w moją stronę. Coś w nim było takiego co nie może oderwać twojego wzroku. Blask w oczach, który nie da ci spać po nocach. Idealnie ułożone włosy i ta cała postawa. Wydawał się tajemniczy i nieufny, co wywoływało u mnie ciekawość.
-Nie rozmawiam z obcymi. - odpowiedziałam szybko, zasłaniając twarz włosami. -No wiesz, a ja zdradziłem ci swoje imię. - powiedział, podkreślając obrażony ton, co wywołało u mnie cichy śmiech. -Dobrze, nie jesteś obcy, ale daj mi powód dla którego chcesz ze mną rozmawiać.
-Sam nie wiem. Widziałem cię na karuzeli.. - wziął głębszy oddech. - No i jesteś jedyną, która została tutaj, pomimo że wszyscy już śpią.
-Już po trzeciej w nocy.. - spojrzałam na zegarek. -Gdzie mieszkasz? - zrobiłam zmieszaną minę, widocznie to zauważył, bo głośno się zaśmiał. -No co? Chcę cię tylko odprowadzić.
Zaczęłam się jąkać, nie wiedząc co odpowiedzieć. W tej samej sekundzie poczułam wibrację w kieszeni kurtki. Wyjęłam swój telefon, dziwnie patrząc na wyświetlacz. Nie wiem czy widok osoby dzwoniącej mnie ucieszył czy przeraził, ale automatycznie uśmiechnęłam się w głębi serca, wybierając opcję 'odbierz'.
-Halo? - zaczęłam delikatnie, całkowicie zdenerwowana.
-Lauren, czekamy na ciebie na Bulwar Saint-Germain. Mamy świetne mieszkanie, zapowiadają się wspaniała przerwa zimowa. - głos dziadka był taki pogodny, wręcz przepełniony szczęściem. Ja, natomiast nie miałam bladego pojęcia o co chodzi. Mamy..? Czyli, że kto? I jakim cudem mój dziadek opuścił swoją ojczyznę, z której miał nie wyjeżdżać.
-Dziadku, jak to mamy? - zapytałam z ciekawości, o najgłupszą rzecz, w tej sytuacji.
-Ja i twoi rodzice. Gdzie się podziewasz? Nie powinnaś chodzić sama po nocy. - słyszałam jego głos, pełen troski. Martwił się o mnie.
-Ja, ja.. Wrócę niedługo, nie martw się. - dziadek przytaknął a ja się rozłączyłam. Zaczęło mi się delikatnie kręcić w głowie. To było zdecydowanie dziwne. Święta w Paryżu i to z towarzystwem dziadka, czemu nierealna rzecz miałaby się spełnić? W dodatku skłóceni rodzice, w jednym mieszkaniu? To chyba żart, ale słaby.
          Mrugając kilka razy skierowałam głowę do góry, napotykając zaciekawione spojrzenie chłopaka, musiał mi się tak przyglądać od czasu rozmowy.
-Przepraszam, ale muszę już wrócić. - wykrztusiłam z siebie szybko.
-Nie ma mowy, sama nie pójdziesz. Do Bulwar Saint-Germain jest kawał drogi. Mogę cię tam jutro zaprowadzić. - odparł całkiem poważnie.
-Więc co mam zrobić, spać na ulicy? Dam sobie radę sama, miło było cię poznać, ale przepraszam muszę iść. - odpyskowałam oburzona, natomiast Andrew się tylko zaśmiał, widząc jakie mam problemy z orientacją w terenie. Pewnie doszłabym do Bulwar Saint-Germain, ale za jakiś miesiąc nie szybciej. Zrezygnowana, musiałam przystać na jego wersję.
-Chodź za mną. - w tym momencie brunet wyciągnął rękę w moją stronę, nie zastanawiając się długo po prostu ją chwyciłam i postanowiłam mu zaufać.
          Prowadził mnie przez różne uliczki. Właściwie o tej porze natrafiliśmy jedynie na kilka osób wracających z imprez, reszta miasta spała w najlepsze. Panowała całkowita cisza, która w tym momencie była najlepszą rzeczą, słyszałam jedynie nasze oddechy, spokojnie sięgające po tlen. Nie znałam go, chociaż czułam, że jest zupełnie inaczej. Czułam, że znam go całe życie. Może to właśnie z tego powodu po prostu za nim szłam, nie odzywając się ani słowem. Darzyłam go w jakimś rodzaju zaufaniem.
-Jesteśmy. - Andrew wskazał na drobną kwaterę przed nami. Domek przypominał trochę akademik. Był zbudowany jak klasyczny francuski dom, może nie tak idealny jak kamienice w centrum Paryża, ale w sam raz na grupę kilku osobową, przebywającą w większości poza mieszkaniem. Wlekłam zmęczone nogi, choć droga zajęła tylko 30 minut zmęczyłam się jak nie wiem. Chłopak wyjął klucz z tylnej kieszeni spodni, aby otworzyć drzwi. Ukazał mi się kremowy hol, prowadzący do salonu, natomiast na wyższym piętrze znajdowały się pewnie sypialnie i toalety. Odwieszając kurtkę usłyszałam zaspany głos dochodzący z salonu, skierowałam się w tamtym kierunku. Salon o mocno czerwonej barwie ścian przypominał miejsce niedawno stoczonej wojny, mogłabym się założyć że była to bitwa na jedzenie, walające się w każdym zakamarku. Na środku pokoju ustawione były trzy kanapy. Dwie były zajęte przez przyjaciół Andrew, natomiast trzecia przez blondynkę, jednak nie była to Stephanie. Musiała być pewnie dziewczyną jednego z nich.
-Andr.. Co ty tu robisz o tej godzinie? - zaczął brunet, mrużąc oczy. Światło widocznie było jego przeciwnikiem. -Kto to? - spytał, lustrując mnie wzrokiem.
-To jest Lauren. Nowa tutaj. Miała daleko do domu, więc stwierdziłem, że przenocujemy ją dzisiaj. - odpowiedział trochę zmieszany.
-Na górze jest wolny pokój. - uśmiechnął się obcy brunet. -Andrew, mogę cię na chwilę prosić. - dodał.
Wzięłam swoją kurtkę i już kierowałam się do schodów na górę, kiedy usłyszałam szepty chłopaka. Rozmawiał o czymś z Andrew. Postanowiłam podejść bliżej i schować się za drzwiami. Strasznie ciekawiło mnie o czym rozmawiają.
-Co ty wyprawiasz?! Steph nie będzie z tego powodu zadowolona. - warknął brunet, krzyżując ręce - Ma tu za niedługo być.
-Spokojnie, Dylan. Przecież nic wielkiego się nie stało, nic nie zrobiłem. - odpowiedział tym samym tonem co brunet.
-Przyprowadzasz jakąś przybłędę do naszego mieszkania i myślisz, że kurwa dla Steph to będzie takie normalne. - powiedział, przeczesując włosy ręką. Poczułam gulę w gardle, którą ciężko przełknęłam. W sumie to miał rację, mogłam tu w ogóle nie przychodzić, mogłam w ogóle się nie wpychać gdziekolwiek. Ale nie, Lauren zawsze musi się wszędzie wtrącić. Teraz czułam tylko to cholerne poczucie winy, że znów zrobiłam coś nie tak.
-Czemu dla was wszystko od razu coś znaczy?! Steph może teraz włóczyć się po jakiejś imprezie a mi nie wolno po prostu pomóc?! - wykrzyczał to Dylanowi prosto w twarz. Brunet chciał dodać swój kolejny argument, ale Andrew był szybszy. -Nic już nawet nie gadaj. Twoje przypuszczenia zostaną pieprzonymi przypuszczeniami. - skierował się do wyjścia. Szybko pobiegłam na górę, starając się nie robić za dużo hałasu. Na górze znalazłam łazienkę i trzy sypialnie, jednak nie miałam pojęcia do której wejść. Usłyszałam głos chłopaka.
-Ostatnia po lewej, Lauren. - wskazał mi ostatni pokój. Swoją wcześniejszą irytacje malującą się na twarzy zmienił na uśmiech. Liczyłam tylko, że jest szczery, że to nie jest głupi żart, jak w szkole, gdzie chłopak taki jak on by nigdy się do mnie nie odezwał.
          Weszliśmy do jasno zielonego małego pokoju. Jedyne co w nim się znajdowało to komoda, łóżko i spore okno z nieziemskim widokiem na park. Usiadłam na łóżku, zmęczona całym tym dniem, rzucając kurtkę na komodzie.
-Rano zaprowadzisz mnie do mojego mieszkania, jasne? - zapytałam szybko, aby mieć pewność. Przy okazji chciałam aby wiedział, że nie chce się w żaden możliwy sposób narzucać.
-Oczywiście. - uśmiechnął się łobuzersko. -Słuchaj, zostawiam cię, jak się obudzisz po prostu zejdź na dół. Łazienka jest na drugim końcu korytarza. Czuj się jak w domu.
Tylko przytaknęłam, do chłopaka doszło, że wszystko zrozumiałam i opuścił pokój zamykając za sobą drzwi. Zdjęłam koszulę, aby pozostać tylko w podkoszulku i powoli ułożyłam się na łóżku. W głowie znów pojawił mi się obraz rozmowy Andrew i Dylana. Słowa chłopaka jakoś dziwnie mnie bolały. Niby nie znałam ich i nie powinnam się przejmować, ale robiłam zupełnie inaczej, jak zwykle zresztą. Przecież nie łączyło mnie z nim nic, ale chłopak od razu wyciągnął pochopne wnioski. Z drugiej strony znam go od paru godzin i właśnie śpię w ich mieszkaniu. W skrócie brawo Lauren, jak zawsze. Nigdy nie rozmawiałam z chłopakami, a teraz nagle sobie śpię w mieszkaniu obcego, jestem idiotką, naprawdę.
          Było po czwartej rano, a ja jedynie próbowałam usnąć. Za bardzo się tym wszystkim przejmuję, jutro wrócę do rodziny. Zamknęłam oczy, kiedy usłyszałam czyjeś odgłosy w przedpokoju. W pokoju obok zapaliło się światło po czym usłyszałam głos Andrew, to do niego musiał należeć pokój obok. Otworzyłam lekko oczy, za szybami drzwi widziałam posturę blondynki, Stephanie wróciła. Od razu poczułam kolejną gulę w gardle i mrużąc oczy zaczęłam przyglądać się cieniom i nasłuchiwać.
-Gdzie się szlajałaś? - zapytał Andrew, musiał być nieźle zdenerwowany na jego dziewczynę.
-Tu i tam, byłam w jakimś klubie. Co niby miałam zrobić, kiedy nie chciałeś iść ze mną i zostałeś na tym placu? - warknęła.
-Nie będę codziennie wracał po czwartej, Steph.
-Wiem, ale nie bądź zły. - jej ręka przejechała po jego włosach. -Kocham cię, wiesz? - szepnęła mu do ucha. Następnie stanęła na palcach u stóp, aby dosięgnąć jego ust.
Chłopak pomógł jej w tym przybliżając się do niej. W tym momencie oparł się o ścianę, co wywołało spory hałas. Obdarzył dziewczynę namiętnym pocałunkiem.
Nie miałam zielonego pojęcia co zrobić. Chciałabym uciec i nie być świadkiem ich czułości. Poczułam jak wszystko co miałam w żołądku podchodzi mi pod gardło. Może już teraz bym była w domu? Kto wie. Pozostała mi cicha nadzieja, że dziewczyna nie wejdzie do mojego pokoju. Domyślać się tylko mogłam, że para nadal całuję się, nie widząc świata poza sobą. Kiedy mój żołądek się uspokoił, zamknęłam oczy i po kilku minutach poczułam ulgę.

* * *
          Spocone czoło, czyli witamy w domu. Było już dosyć późno, znowu długo spałam. Babcia siedziała spokojnie na krześle intensywnie robiąc coś na drutach, wyglądało to na szalik. Kobieta jeszcze nie zauważyła, że się obudziłam, więc postanowiłam siedzieć cicho póki nie przemyślę pewnych rzeczy.
Czy Andrew naprawdę zapomniał, że jestem w ich mieszkaniu? Chociaż jak zwykle dramatyzuję, okazywanie uczuć jest normalne. Tylko ja nienawidzę jak ktoś przy mnie dzieli się śliną z drugą osobą. Mój wyraz twarzy w jednej sekundzie przybrał minę jak po zjedzeniu cytryny. Jęknęłam cicho, mam nadzieję, że słuch babci tego nie usłyszał. To nie jest sen, głos w mojej głowie dał o sobie znać.
Wytężyłam wzrok. Na stoliku obok krzesła babci stał stos gazet, przyniosła to o co prosiłam. To był odpowiedni moment, aby poinformować babcię, że nie śpię.
-Babciu, czy to te gazety dla mnie? - uśmiechnęłam się, nie dając po sobie poznać jak bardzo jestem sfrustrowana po moim ostatnim śnie.
-Tak, kochanie. Przyniosłam ci je, kiedy jeszcze spałaś. Mam nadzieję, że ci pomogą. Czujesz się lepiej? - zapytała z troską.
-W miarę lepiej babciu. Nawet nie wiesz jak ci dziękuje. Mogłabyś mi je podać?
-Oczywiście. - staruszka wstała i podała mi kilka gazet. Było ich dosyć sporo, jednak nie mogłam z tym dłużej czekać. -Przeczytaj sobie na spokojnie, nie musisz się martwić szkołą, masz jeszcze dużo czasu. Ja pójdę ci zrobić herbatę. - dodała, obdarzając mnie uśmiechem.
Nie czekając ani chwili, zabrałam się za pierwszą gazetę, kiedy tylko babcia wyszła z pokoju. Było to jakieś kolorowe pismo, w którym kobiety narzekały na wszystkie swoje problemy od kłopotów w małżeństwie do częstych bólów głowy. Był w sumie jeden drobny artykuł o problemach ze spaniem, w skrócie nic co mogłoby mi pomóc. W drugiej gazecie podobnie. Następne czasopisma mówiły o problemach ludzi, którzy cierpią na paraliż senny czy o ludziach, którym śni się śmierć bliskich, nic co dotyczyłoby mnie. Myślałam, że właściwie nic nie pomoże, ale w ostatniej gazecie znalazłam to czego szukałam.

"Droga redakcjo, zwracam się do Was z moim problemem dotyczącym moich snów. Śni mi się cały czas ten sam sen, w dodatku jest od wręcz strasznie realistyczny. Tak jakbym naprawdę żył w tamtej rzeczywistości. Widzę tak jak w normalnym życiu, a może nawet dokładniej. Po obudzeniu sporo czasu zajmuję mi całkowite 'wybudzenie się' ze snu. Czuję się tak jakby to była prawda. Sny zawsze się kończą w takiej pozycji, w jakiej się 'budzę'. Naprawdę nie mam pojęcia co to może być."

"Opisywane objawy mogą wskazywać na obecność omamów hipnagogicznych. Omamy hipnagogiczne to realistyczne doznania zmysłowe - słuchowe lub wzrokowe, dotykowe, pojawiające się na pograniczu snu i jawy, którym zazwyczaj towarzyszy lęk. Powstają wskutek częściowego nakładania się na siebie stanów czuwania oraz stadiów snu. Są więc rodzajem pośredniego stanu między snem a jawą. Najczęściej nie wpływają one na ilość snu, lecz objawy są odbierane jako niepokojące."

          To przypominało mój przypadek, ale jednak niedokładnie. Lęk nigdy mi nie towarzyszył, jednak to było zbyt podobne. Poczułam jak automatycznie robi mi się słabo.
-Cholera jasna. - wykrztusiłam słabym głosem.

* * *
Przedstawiam wam rozdział drugi :D Przepraszam, że tak długo, ale lenistwo wrodzone, teraz będę pisać co dwa tygodnie, mam nadzieję. Chciałabym podziękować valettifsy za piękny szablon, w którym jestem po prostu zakochana. Rozdział nie jest wyjątkowo długi, bo nie wiedziałam co jeszcze do niego dopisać. Objawy choroby, wzięłam z jakiegoś forum medycznego i tak istnieje tam opisywana choroba, w opowiadaniu będzie trochę ubarwiona. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Jeżeli ktoś chce byś informowany na twitterze o nowych rozdziałach to piszcie w komentarzu swoje nicki, a jeżeli chcecie o coś mnie napisać to pamiętajcie znaleźć mnie możecie na twitterze @ownskyline. I napiszcie mi swoje zdanie w komentarzach, miłego czytania :)
~Natalie